9 czerwca 2014

Polaku, zostań w domu! - o ciemnych stronach pielgrzymki do Watykanu



A także o czym rozmawiały Ukrainki podczas kanonizacji, czemu w Rzymie zamiast Rzymian witają Polaków Rumuni, o polskich wyludnionych miastach i o tym, dlaczego nie warto pielgrzymować wtedy, gdy pielgrzymują wszyscy inni.


Na początek kilka informacji – na samą kanonizację w sposób zorganizowany pojechać się praktycznie nie dało. Jeśli nie jest się autostopowiczem, podróżnym ze sprawnym samochodem i mnóstwem odwagi albo wycieczką kleryków, można było zaakceptować jedynie fakt, że z wyjazdem do Rzymu wiąże się zwiedzenie całych katolickich Włoch w czasie krótszym niż tydzień. Niemożliwe? No właśnie.

Przebrnąć przez Włochy
            Jest kilka głównych punktów, które pielgrzymi we Włoszech „zaliczają”: Asyż – od św. Franciszka, San Giovanni Rotondo – od  św. Ojca Pio, Manopello – od Świętego Oblicza, Loreto – od tzw. Domku Matki Boskiej. Oprócz tego Wenecja, Gargano – od Michała Archanioła, sklep monopolowy w San Marino, Rzym no i Watykan. Pomieszanie z poplątaniem.
Nam też, w nieco tylko uboższej wersji, zaserwowano taki koktajl – przeżycia duchowe, którymi można by obdzielić cały Rok Liturgiczny, skumulowane w paru dniach. Zdarzało się, że jednego dnia byliśmy w kilku miejscach, a tam: szybka modlitwa przed świętą relikwią, figurą czy obrazem, szybkie oprowadzanko po muzeum, szybkie pamiątki lub szybkie jedzenie i dalej. I tak ciągle. Czy da się w takich warunkach przeżyć głęboko to, co się widzi?
Tak. Ale jest jeden warunek – uprzednio należy się duchowo przygotować, a więc poprzedzić pielgrzymkę duchową lekturą, dowiedzieć się więcej o miejscach, które będzie się nawiedzało. Tylko wtedy serce ludzkie jest w stanie odczuć coś więcej w tym jednym momencie pomiędzy oglądaniem wystawki a kupowaniem pamiątek. Oczy i uszy pielgrzyma muszą być ciągle otwarte na to, co Duch Święty zsyła. Tylko wtedy można przeżyć głęboko spojrzenie w oczy Chrystusa z Wizerunku, który był świadkiem jego Zmartwychwstania. Spojrzenie, na które ma się tylko kilka minut. Tylko wyłączając aparat fotograficzny i kamerę można naprawdę porozmawiać z Ojcem Pio przy jego relikwiach – przyjrzeć się twarzy człowieka, który był tak wielkim sługą Chrystusa.
            Jeśli nie lubisz ciszy, nie stać cię na zgaszenie choć na sekundę kamery, nie odpuścisz obiadu kosztem indywidualnej modlitwy – zostań w domu.

Ludzie, ludzie!

            Przed wydarzeniami takiej rangi jak kanonizacja Jana Pawła II i Jana XXIII, Rzym i całe Włochy pełne są ludzi. Nie wszyscy są typowymi pielgrzymami – spotkać można pary z psami, zaszumiaczy, którzy zakłócają modlitwę wykrzykiwaniem różnych haseł, lesbijki i gejów porozsiadanych przy bazylikach, patrzących z politowaniem na chusty z Matką Boską. Mało kogo można zapytać o drogę, bo mało kto zna Rzym – ze słów naszego przewodnika wynikało, że mieszkańcy Rzymu na czas takich spędów zwyczajnie wyprowadzają się z Wiecznego Miasta. Trudno im się dziwić – ceny wzrastają, bałagan na ulicach, korki. Tymi, którzy witają pielgrzymów, są Rumuni. Sprzedają oni arsenał parasolek, okularów przeciwsłonecznych, laserów, map. Inni z nich kradną co popadnie w metrze, inscenizując uprzednio bójkę w celu odwrócenia uwagi podróżnych. Chaos.
            W innych miejscach Włoch nie jest lepiej – no bo skoro już się w tym pięknym kraju jest, to trzeba wszystko „zaliczyć” i wszystko obfotografować. W ten sposób każde miejsce kultu zmienia się w żer dla turystów z aparatami, a podrzędny pielgrzym nie ma możliwości przyjrzeć się niczemu z bliska. Ciągle kolejki, ciągły pośpiech, nagła panika, bo grupa zniknęła nam z oczu.
            Nie ma się też co łudzić, że sami Polacy na czas tak podniosłego święta porzucą swoje narodowe przywary. Brutalnie doświadczyliśmy tego w kolejce na Plac Świętego Piotra w nocy przed kanonizacją, gdy jedna z pań z Polski, tratując wszystkich wokół siebie, postanowiła dostać się jak najbliżej barierek. Robiła to w tłumie, w który nie dało się wetknąć nawet szpilki i większość z nas zmuszona była stać na baczność bez ruchu. Ale wiadomo – niemiły rodak zawsze się znajdzie, choćby wokół niego było tysiące miłych. Stojący niedaleko nas Anglicy wyrazili nawet przypuszczenie, że miasta polskie muszą być w tych dniach kompletnie wyludnione. Tak wielka była to liczba.

Dlaczego warto zostać w domu
            Nie dostaliśmy się na Plac, Anglicy też nie, niekulturalna pani też nie, kilka tysięcy osób czekających za nami - też nie. Za obrazkiem radosnych sektorów na Placu Świętego Piotra ukryte są tysiące ludzi w wąskich uliczkach Rzymu, na placach; owinięci w koce, niewyspani, zmęczeni po nocy spędzonej często bez noclegu, na rzymskim bruku. Obudzili się wcześnie rano, chcąc zająć miejsce jak najbliżej telebimu, który był tak mały, że stojąc w dwudziestym czy trzydziestym rzędzie pielgrzymów nie można było nic dojrzeć. My przeżywaliśmy kanonizację stojąc w połowie Piazza Navona, zmęczeni nocnym czekaniem w kolejce, bez snu, a także wcześniejszym intensywnym pielgrzymowaniem po Italii. Nic nie widzieliśmy, pogłos nie pozwalał nam zbyt wiele usłyszeć. Stojące przed nami wymalowane Ukrainki, gdyby nie zwrócona im uwaga, przegadałyby całą transmisję uroczystości. O czym rozmawiały? Może o świętych, nie wiadomo. Może o okularach, które sprzedał im Rumun, żeby potem ukraść z kieszeni portfel.
            Pewnie, że warto było pojechać do Włoch na kanonizację Naszego Świętego. Warto było pomodlić się we wszystkich tych niezwykłych miejscach i ofiarować trudy podróży we własnych intencjach. Pielgrzymka do Rzymu była ostatnią okazją, by podziękować Janowi Pawłowi II za jego pontyfikat, za jego mądrość, za jego świętość. Każda z tych osób, które były obecne na Placu Świętego Piotra ma własne doświadczenie związane z Papieżem. Wielu z nas spotkało go osobiście, inni spotkali się  z nim w jego dziełach, w jego ewangelizacji, w sposobie, w jaki docierał do każdego człowieka. I tak jak dla niego każdy człowiek był ważny, tak  dla każdego pielgrzyma z osobna ważny był Jan Paweł II – ważniejszy niż wszystkie trudy, które trzeba było znieść. W końcu warto było tam być, żeby móc kiedyś powiedzieć dzieciom – byłem tam; wykorzystałem szansę, która być może się więcej nie powtórzy; byłem na kanonizacji Świetego, którego kiedyś spotkałem osobiście.
 Ale cytując SMS, który dostaliśmy z Polski dzień przed kanonizacją – telewizja już od rana puszcza archiwalne nagrania, pełno wspomnień o Papieżu. Wzruszyłam się głęboko, trochę wam zazdroszczę że tam jesteście - trudno uciec od gorzkiej refleksji, że lepiej byłoby to przeżyć w Polsce. Kto pojechał do Rzymu, licząc na emocje, które nim zawładną,  na atmosferę polskiego święta, na wzruszenia, ten mógł zostać w domu, przed telewizorem. Pielgrzymka to coś więcej – potrzeba w niej modlitwy, duchowego przygotowania. Bez nich pielgrzym zostaje z folderem kiepskiej jakości zdjęć, zmęczeniem i złymi wspomnieniami.
Polaku! Jeśli wolisz łatwe i płytkie wzruszenia oraz tani sentymentalizm, następnym razem zostań w domu. O ile znów zdarzy się taka okazja.

Artykuł na potrzeby małej gazetki parafialnej, ja i mąż

2 komentarze:

  1. o kurczę. nie wiedziałam, że byliście. chciałam już napisać, że zazdroszczę, ale w sumie.. może wystarczyło ruszyć tyłek, zamiast teraz zazdrościć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdrawiam serdecznie! Czy warto podążać za modą? Lepiej wybrać niemodę :-)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...