15 grudnia 2013

Mandarynki, pomarańcze, grudzień...


Pyszna, rozpływająca się w ustach, miękka, bardzo szybko znikająca.. Dlaczego mandarynka kojarzy nam się ze świętami? Do wyjaśnienia tej zagadki sprowokowały mnie zupełnie bezradne wobec tego jakże istotnego zagadnienia wpisy internetowe - "bo babcia mi zawsze wkłada do prezentu pod choinkę", "bo pięknie pachną, tak świątecznie". Pora zatem na rzetelne podejście do sprawy.



Mandarynki i pomarańcze to.. prezent od Wujka Fidela z pięknych czasów PRL-u. Już w listopadzie wyruszał w stronę Polski statek towarowy ze skrzyniami, które po brzegi wypełniały cytrusy – jeden statek mieścił sto tysięcy ton. Dla współczesnego, młodego Polaka import cytrusów nie jest czymś nadzwyczajnym – wszak u nas to-to nie rośnie. Ale „za komuny” pomarańcze pojawiały się w sklepach tylko w okresie Bożego Narodzenia. O postępach w przewożeniu cennych owoców na bieżąco informowała obywateli prasa, a obywatele z niecierpliwością śledzili te doniesienia. Nie był to jednak towar łatwo dostępny – kilogram miał równowartość paczki papierosów. Poza tym, wiele pomarańczy po prostu znikało przy rozładunku:

Pracowałem w gdyńskim porcie od końca lat 70. do 2006 roku. Zawsze gdy robiliśmy rozładunek statku z pomarańczami, każdy brał ich tyle, ile tylko potrafił unieść - mówi Sławomir, mieszkaniec Żabianki - później rozdawało się je rodzinie albo zanosiło do lekarza za wcześniejszą datę zabiegu. Za skrzynkę pomarańczy naprawdę wiele można było załatwić.

Dlatego właśnie wielu z nas do dziś dostaje mandarynki „w komplecie” z prezentami gwiazdkowymi od babć i cioć. Wszak przez wiele lat był to naprawdę cenny podarek i trudno osiągalny towar.

Jaki to wszystko miało cel? Głównie propagandowy – po pierwsze, aby udobruchać Naród wobec braków karpia i innych produktów świątecznych w sklepie, a po drugie – w ramach jedności międzypaństwowej, poczucia, że oto mamy starszego, socjalistycznego brata – Kubę, którego ojcem, a naszym wujkiem, jest Castro. Na szczęście Naród nie był tak łatwowierny. Jak mówi historyk IPN, Patryk Plaskot:
Gdy władze rzucały do sklepów cytrusy mówiły niejako społeczeństwu: patrzcie macie pomarańcze, tak jak ludzie na Zachodzie. U nas wcale nie jest gorzej. Peerelowscy decydenci zapominali jednak, że nawet społeczeństwo socjalistyczne potrafi myśleć samodzielnie i wyciągać wnioski z tego co się dzieje. Przedświąteczne dostawy cytrusów czy innych tzw. towarów luksusowych pogłębiały w ludziach przekonanie, że system jest niewydolny, że z wielkim trudem mobilizuje wszystkie siły tylko kilka razy w roku i w żaden sposób nie może sobie poradzić przez pozostałe miesiące.


No dobrze. A czemu dziś, kiedy cytrusy można kupić cały rok, są one najpopularniejsze w tym okresie? Pewnie z przyzwyczajenia - w żaden miesiąc roku nie przejadamy tyle mandarynek, co w grudniu. A takie proste przyzwyczajenia szybko stają się częścią tradycji. I może już wkrótce pomarańcza będzie równie istotnym elementem świąt, co choinka? Wszak i pachnące drzewko mamy z importu.

----

Korzystałam z:


A u nas - szaleństwo cytrusowe. Kupiłam dwa kilo mandarynek i już prawie ich nie ma. Grudzień to najlepszy czas, żeby jeść cytrusy - nie tylko dlatego, że kojarzą nam się z gwiazdką.  Są też super metodą na zaziębiuchów takich, jak ja. A poza tym, można z nich zrobić mnóstwo rzeczy - ciasta, koktajle, sosy, soczki. No wszystko. Tak więc na dziś polecam ciasto klementynkowe od Nigelli Lawson
(będę do niego podchodzić tyle razy, aż w końcu się uda) i jesienny smoothie z persymony, który u nas przenosi swoje magiczne działanie na grudzień. 
Polecam też kawy z dodatkiem przyprawy do piernika, przyprawy arabskiej, syropu karmelowego, krówki, dobrą muzykę i duużo spokoju, zwłaszcza przed pieczeniem pierwszy raz w życiu piernika staropolskiego w celu ugoszczenia nim na swojej pierwszej, własnej wigilii 12 osób. Będzie szaleńczo - rzeczy do zrobienia przed wigilią zapisuję w kalendarzu na 2014, bo w poprzednim już się nie mieszczą.








Ach, jeszcze jedna sprawa - Liebster Award. O samej nagrodzie niewiele wiem, tylko tyle, ile wyczytałam tu:

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Zostałam wypchnięta z szeregu przez Be Awesome Now, która w zamian za to wyróżnienie żąda odpowiedzi na kilka pytań:

1. Czego nie zrobisz za żadne pieniądze? 
 Nigdy nie zostałabym matematykiem.

2. Czego bałaś/eś się w dzieciństwie?  
Ciemności - gdy rozum śpi, budzą się upiory. Nigdy nie wiadomo, co się tam kryje w czarnym kącie pokoju. Zostało mi to zresztą do dziś.

 3. Twój najgorszy koszmar senny to...?  
Latające pająki, trumny, śmierci, łaskotki, brak czekolady, takie tam.
 4. Twoja ulubiona tematyka książek? 
 Ostatnio tylko monoftongizacja dyftongów i rodzaje okoliczników w zdaniu.
5. Domek na wsi, czy nowoczesne mieszkanie w mieście? 
Się zobaczy. Póki co blokuję.

6. Czy boisz się krytyki? Jak sobie z nią radzisz?  
Chowam się pod łóżko, ale szybko wychodzę, no bo boję się  ciemności, i znów zaczynam robić swoje.

7. Jak radzisz sobie ze stresem? 
 Robię ciasta. Dużo ciast.

8. Twoje wymarzone wakacje to...  
Cykliczne - comiesięczne :)

9. Gdzie widzisz siebie za 10 lat?
 Tu, gdzie jestem, tylko nieco inaczej i nieco szczuplej. 

10. Czy jest coś, co chciałbyś/chciałabyś zmienić w swojej przeszłości? 
 Nie, bo by nam się rozpadły alternatywne rzeczywistości i takie tam. Nie bez powodu Zmieniacze Czasu schowane są w Departamencie Tajemnic.

11. Kim chciałeś/chciałaś zostać w dzieciństwie? 
Wiecznym dzieckiem, jak Piotruś Pan.



Jestem surowym czytelnikiem, a więc "nominuję" tylko autorkę strony Ale mamo!, za przepiękny blog osobisty i odwagę w dyskusjach blogerów - wyjście poza wzajemne adorowanie się na blogach i rzeczowe przedstawianie swoich poglądów w bliskich sobie tematach. Proszę o ewentualną odpowiedź na te same pytania, co moje, ale nie jest to super konieczne - chcę cię wyróżnić i tyle.


__


Nie wiem jak wy, ale ja pomimo braku śniegu czuję już zapach Świąt.

6 komentarzy:

  1. Niezapomniany smak pomarańczy wystanych w kilkugodzinnej kolejce....
    Czasy niełatwe ,ale ludzie inni jacyś lepsi ;)
    Teraz też lekko nie jest ale ludzie ....

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie żyłam w PRLu ale pomarańcze i mandarynki nigdy nie smakowały mi tak jak w okresie światecznym. Pewnie ta tradycja, którą miała moja mama, a o której juz pisałaś, spadła niejako na mnie. Ale prawda jest taka, że ja jako dziecię nie PRLowskie zawsze w paczkach mam mandarynki.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie się zawsze wydawało, że cytrusy po prostu najlepiej smakują w okresie zimowym? Trzeba by przeprowadzić jakieś badania na własną rękę.
    Życzę powodzenia w pieczeniu piernika - też przygotowuję go pierwszy raz, znalazłam przepis w książce ze staropolskimi potrawami :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie można mi zrobić lepszego prezentu, jak kupić mi 5 kilo mandarynek pod choinkę. Coś w tym jest, kiedyś tylko wtedy można było je dostać. A potem już były normalnie, ale tradycja pozostała.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za oryginalne odpowiedzi! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja, paradoksalnie, nie lubię jeść mandarynek. Za to uwielbiam je obierać ^^

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...