29 listopada 2013

Fałszywa, samolubna, podstępna, pusta, zła...



Letnie niebo, białe obłoki, pusta droga w polu. Na drodze – kobieta i mężczyzna. To zdjęcie nie mówi o nich prawie nic. Nie sposób dojrzeć żadnych wskazówek  mogących naprowadzić na to, kim są, czy coś czują. A jednak to oni nawzajem doprowadzili się do słów : „Nie mogę sobie wyobrazić, że w ogóle będzie jakiś dalszy ciąg. Nie wiem, co ze sobą zrobię.”; „Przez dwa i pół roku byłem »wpuszczany w maliny«, »robiony w konia«, a w przerwach »robiło mi się koło pióra«”; „Muszę się z niej leczyć”. Kim więc jest para na zawsze upamiętniona na fotografii?

            Z samego zdjęcia można wyczytać niezbyt wiele – niosą plecak i koc, więc być może wracają z uroczego pikniku  na łące. On jest starszy niż ona – ma wysokie czoło, łysiejące już, ubrany jest także mniej frywolnie, z gustem.
 Moją uwagę zwraca palec kobiety, skierowany w stronę szyi mężczyzny. Czy to moja wyobraźnia dopowiada nieistniejące tęsknoty, czy ten niepozorny gest ukazuje czułość między dwojgiem ludzi? Czy smukła dłoń uwieczniona jest chwilę przed pogładzeniem towarzysza po szyi, po kołnierzyku? A może to gest przyjacielski: „Spójrz, masz tu biedronkę!”, albo „Poczekaj, strzepnę ten pyłek z twojej koszuli”. Patrzę na tych dwoje  i czuję, jakbym czekała na dalszy ciąg. Czy wpatrując się dostatecznie długo w fotografię, można sprawić, że kawałek papieru nagle ożyje, a postaci na nm ukazane dokończą raz zaczęte czynności?
           
            Są lata 60. Czas, w którym świat wariuje na punkcie Beatlesów, hippisi opanowują Amerykę, wśród artystów rozprzestrzenia się LSD i inne narkotyki. A w Polsce? Świetnie ma się władza ludowa, Daniel Olbrychski gra w „Popiołach”, artyści piją wódkę w SPATiF-ie i Klubie Aktora, w telewizji króluje Kabaret Starszych Panów.
            Spróbujmy w tym wszystkim odnaleźć ją. W roku 1963 odbywa się I Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu. Triumfy święci Ewa Demarczyk, Zygmunt Konieczny, Bohdan Łazuka. Ona jednak przebja ich wszystkich, nawet Czarną Madonnę polskiej estrady. „Między nami po ulicy, pojedynczo i grupkami, snują się okularnicy...” Te trzy pierwsze wersy, napisane jej ręką, były zapowiedzią wielkiego sukcesu. Agnieszka Osiecka mogła być zaskoczona, ale nie musiała. Zaczęła pisać piosenki niecałe dziesięć lat wcześniej, dla Studenckiego Teatru Satyryków. Te piosenki, jak sama mówiła, „rymowane reportaże”, stały się sensem całego jej dalszego życia. Opisywała w nich pijaków spod sklepu, kwiaty na łąkach, podróże, kolejnych mężczyzn i własne niepoukładanie.
            A co z nim – eleganckim, wysokim mężczyzną o zatroskanym spojrzeniu? Na odbitce tego zdjęcia próbuję ubrać go z pomocą ołówka w inny strój – frak, cylinder, kwiatek w butonierce. Zamiast koca dorysowuję w dłoni laskę ze srebrną gałką, a na nogi wkładam mu świeżo pastowane lakierki ze skóry. Ma piękny głos; kiedy śpiewa, wszystkie panie rumienią się i marzą o tym, aby poczuć na dłoni jego pocałunek.
            Jeremi Przybora stworzył w polskiej telewizji program, będący odpowiedzią na bylejakość jego czasów – kabaret, w którym panowie nosili wytworne fraki, panie piękne suknie, a każde słowo było przemyślane i w dobrym tonie. Wraz z Jerzym Wasowskim dali swojej widowni piosenki, które zna się i śpiewa do dziś.

            Poznają się na przyjęciu po przedstawieniu w STS-ie. Poznają się podczas tańca, podczas tańca zakochują się w sobie, a to zakochanie jest jak nagła burza. Zaskakuje ich i wywraca życia do góry nogami – zaczyna feerię tajnych listów, rozpaczliwych telegramów, schadzek, spotkań i rozstań. Czy łączy ich wielkie uczucie? Listy mówią, że tak, ale z tymi pisarzami to nigdy nic nie wiadomo. Ci, jak nazywa ich sama Agnieszka w pierwotnej wersji piosenki „Na całych jeziorach ty”, „bezsenni tekściarze”, znają się przecież na składaniu słów jak nikt. I jak nikt umieją pisać o miłości – „Dookoła noc się stała”, „Mówiłam żartem”, „Bez ciebie jestem tak smutny”, to tylko niektóre z piosenek, które nie powstałyby, gdyby nie miał miejsca ten skrzętnie skrywany romans, który, jak każda burza, z początku zachwycał, potem zaś zaczął niszczyć wszystko na swojej drodze, uderzać piorunami i wzbudzać trwogę. Jak pisała Agnieszka:

U mnie ogromnie jest blisko od serca do papieru. Kiedy jako prawie dorosła już kobieta zaczęłam pisać wiersze i piosenki, nie byłam w stanie stworzyć czegoś w rodzaju fikcji czy półfikcji. Każdy z tych tekstów był leciutko tylko zaszyfrowanym listem, czy zwierzeniem, czy wręcz ankietą osobistą.

Ich miłość jawi mi się jako ciężka choroba, tocząca dusze i serca. Łatwo można to wyczytać z korespondencji, którą pozostawili. Wielki wybuch, z jednej strony szczery i głęboki, z drugiej – lekko jak piórko unoszący się nad Paryżem, Warszawą, Londynem i kolejnymi stolicami, między które byli rozrzuceni. Jeremi oddał się Agnieszce całkowicie – w listach do niej zdejmował kolejno warstwy swojej osobowości, by stanąć przed nią nagi i bezbronny.  Nie było uczucia, myśli, którą pozostawiłby dla siebie.  Ona natomiast miała własny świat, własne chmury z waty cukrowej, blaszane koguty, wyprawy na Mazury, nie miała natomiast głowy do wielkiej miłości. Jej piosenki mogły pomieścić tylko małe, przelotne romansiki, a jej świat dławił się, gdy na dłużej przebywał w nim ktoś więcej, niż ona sama. Stąd lekkie podejście do Jeremiego – „na lipę”. Znajomość zaczynała się z impetem, ale poetce tylko na impecie zależało.

Patrząc od zewnątrz na tę historię, nie sposób nadziwić się, jak romans tak znanych w ówczesnych czasach osób mógł pozostać niezauważony dla przyjaciół i rodzin. Dziwi to niezmiernie zwłaszcza  nas, ludzi „tu i teraz”, którzy nie mogą się powstrzymać przed eksponowaniem swoich prywatnych spraw nie tylko osobom bliskim, ale całemu światu. Czy aż tak nowocześnie jestem skonstruowana, że nie umiem sobie wyobrazić, że dwoje ludzi może ograniczyć się do siebie nawzajem i nie potrzebować dzielenia się swoimi odczuciami z innymi? Czy naprawdę kiedyś potrafiono obejść się bez tego wszechobecnego dziś „zobacz, jaki jestem szczęśliwy”?
A jednak nie. Myślę, że sekret wynikał z tego, że Agnieszka to tak całe życie „na lipę”.  Nie mając wielkich planów związanych z Jeremim, oszukując go, potrzebowała ciągle więcej i więcej.


Chcąc odnaleźć odpowiedzi, idę za jej słowami


Czym jest dla mnie fotografia? Może czymś takim jak piosenka: pamięć, którą zna się na pamięć. Notatka. Westchnienie. Klepsydra, bajka, a trochę też – bujda. (...) Niepowtarzalna i rozkoszna była zawsze dla mnie ta chwila, kiedy pierwszy raz, z wolna, ukazywało się na białej kartce papieru nowe zdjęcie. To miało dla mnie coś z cudu i coś z czarów, kiedy gdzieś tam w powietrzu, w tej malutkiej przestrzeni między negatywem a kartką wszystkie czernie zaczęły przemielać się w biele, a biele – w czernie. Kontury rysowały się same, a już za chwilę rodziła się chmura, albo czyjś uśmiech, albo jakaś jarzębinowa droga – obraz utajony zmienia się w prawdziwy!


Przeglądam  „Listy na wyczerpanym papierze”. Szukam zdjęć, które unaocznią  tę ciężką, chorą miłość. Mijam kolejne strony – Agnieszka przy oknie, Agnieszka z profilu, z kwiatem, nad jeziorem, w okularach… Jeremi – w Londynie, Jeremi – w zimowym płaszczu, Jeremi z dwojgiem swoich dzieci. Szukam, siedząc na krześle w świecie „tu i teraz”, gdzie na wszystko musi być dowód, gdzie każdy skrawek życia jest udokumentowany. Szukam potwierdzenia, że ta wielka miłość naprawdę kiedyś się wydarzyła – ba! Na to, że tych dwoje kiedykolwiek się spotkało; że to nie tylko wymysł książek, wierszy, listów. Coraz większe zdziwienie mnie ogarnia – czy jedyne zdjęcie mówiące choć trochę o Jeremim jest tym, które przedstawia Agnieszkę z płytą Kabaretu Starszych Panów w dłoni?
            Jednak nie. Osiecka i Przybora mają dwa wspólne zdjęcia, w tym tylko na jednym są sami, we dwoje. Kto to zdjęcie zrobił, gdzie, przy jakiej okazji – nigdzie nie mogę znaleźć odpowiedzi. Jedno zdjęcie. Dlaczego tak mało?  Odpowiedzi upatruję w tym, że to po prostu ludzie słowa. Bo czy dla tych, którzy całe uczucie, każdą myśl, każde dotknięcie dłoni przelewali na papier, ważne są zdjęcia?

            Wiem już, co jest dla mnie punctum tej fotografii – dłoń Agnieszki, a będąc bardziej precyzyjnym – ta niewielka, ale jednak widoczna pusta przestrzeń pomiędzy szyją Jeremiego a czubkiem jej palca. Kiedy patrzę na ich postaci, wyczuwam w tym miejscu całą rozpacz tej pary. W tym milimetrze odmierzonym na papierze fotograficznym mieści się cały płomień uczucia – wszystkie wspólne noce, litery listów, znaczki, pieniądze wydane na telegramy, szukanie siebie od Mazur do Francji. Czuję ciężar sekretów, tajemnic, wielkie brzemię pozostawienia rodziny, narzeczonego. Płyną stamtąd melodie wszystkich najpiękniejszych piosenek o miłości, a także tych najbardziej smutnych:


Że ty dla mnie nie jesteś ani ja dla ciebie,

Że nie możemy rankiem gadać trzy po trzy,

Że wspólnej gwiazdy próżno szukać nam na niebie,

Że między ludźmi nie powiemy sobie „ty”,

Że nie pójdziemy, tak zwyczajnie, gdzieś tam w gości,

Że nic, co nasze, nie jest nasze – nawet my –

Dlatego nie mów mi,

Dlatego nie mów mi,

Dlatego nie mów mi

O miłości!


I tych najokrutniejszych:



Podła! Na pasku kłamstw mnie wiodła
By nagle zepchnąć w otchłań , w bezsenną noc bez dna.
Zgubna! Niewierna choć nieślubna ,
Fałszywa , samolubna, podstępna , pusta , zła !
Żeby tak jeszcze móc na jej ślad natrafić
Żeby tak jeszcze móc spotkać ją i stłuc!


            To wszystko widzę w tej scenie, gdy Agnieszka Osiecka jest bliska dotknięcia szyi Jeremiego Przybory. Ale muszę na koniec trochę spokornieć. Fotografia jest sztuką udawania czegoś, co nigdy mogło nie mieć miejsca – spojrzenia, w których doszukiwać się można nienawiści, są przypadkowe; zauważony w rogu zdjęcia but, wzięty za element celowej kompozycji, tak naprawdę został rzucony tam przez żyjące wiele wieków przed nami dziecko. I nigdy nie dowiem się już, czy Agnieszka myślała „A może to z nim zostanę już na zawsze”, czy może „Ach, biedronka,  chwycę ją w palce."






Esej napisany jako praca zaliczeniowa z Literatury Współczesnej. Pisząc korzystałam z :



Michalak B., Na zakręcie. Agnieszka Osiecka we wspomnieniach, Warszawa 2001.
Osiecka A., Na początku był negatyw, Warszawa 1996, s. 10.
Osiecka A., Przybora J., Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze, Warszawa 2010.
Sroczyński G., Z widokiem na twoje ucho [w:] „Gazeta Wyborcza”, [online], [dostęp 22 września 2013], dostępny w Internecie: http://wyborcza.pl/1,75248,8512237,Z_widokiem_na_twoje_ucho.html?as=6

+ dobre rady prowadzącego :)


1 komentarz:

  1. A ja na tej fotografii dostrzegam iskry. Niby jest takie niepozorne, a jednak ma się wrażenie, że coś między nimi jest. I choć tak niewiele mieli wspólnych zdjęć to jednak mam wrażenie, że się kochali mimo że to ukrywali.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...